niedziela, 11 października 2015

Holly Schofield, "Szósty zmysł"

Mara poczuła znajome mrowienie na karku. Chwyciła kombinezon i zanim na pokładzie stacji kosmicznej zabuczał klakson, zdążyła już założyć go do połowy. Ojciec twierdził, że jej zdolność jasnowidzenia osłabnie z wiekiem, ale dzisiejszy dzień był dowodem, że tak się nie stało.

Kombinezon, hełm, rękawice.


Pozostali członkowie załogi dopiero zaczynali się ubierać.


Ciśnienie szybko opadało: rozszczelnienie kadłuba dwa poziomy niżej. Liczyła się każda sekunda. Chwyciła zestaw naprawczy.


Zatrzasnęła za sobą właz. Nie ma sensu, żeby ktokolwiek więcej umierał. Obok iluminatora powietrze uciekało ze świstem przez dziurę po meteoroidzie wielkości pięści.


Szczeliwo, metalowa łata i świst ustał, podobnie jak mrowienie na karku.


- Akurat na czas. – Dołączyła do niej pani kapitan. – Jak to możliwe, że zareagowałaś tak szybko?


- Dobry refleks i tyle. – Nie miała zamiaru ujawniać swoich zdolności. Zawsze dobrze jej służyły – jako siedmiolatka zadzwoniła po strażaków, zanim jeszcze pojawił się dym, była najlepszą ratowniczką w mieście jako nastolatka, zapobiegła tuzinowi innych katastrof.


W tym tej.


Stłumiła uśmiech zadowolenia, wyglądając przez iluminator, akurat w momencie, w którym w stację trafił drugi, dużo większy meteoroid.


pierwodruk w „AE: The Canadian Science Fiction Review”, kwiecień 2014

Więcej: http://hollyschofield.wordpress.com/