Chłopiec,
który spłonie, biegnie szerokimi ulicami, rozwiewając kobietom spódnice, gubiąc
czapkę. Jeszcze nie stoi w ogniu. Teraz jest Królem Wiatru, chłopcem ze
skrzydłami, latawcem. Matka krzyczy: - Arrête! – a on upada. Znajduje się przed
krytymi strzechą chatami z namalowanym napisem „Les Aborigines!”. Mężczyźni
ciskają wysoko w niebo ogniste patyki. Podrzucają je i chwytają stopami. Zataczają
nimi koła i chłopiec, który spłonie, widzi unoszący się w powietrzu ognisty
krąg. Krąg ognia jest okiem smoka. Oko mruga.
Chłopiec,
który spłonie, widzi nagie ramiona i nogi. Ciskający ogniem mężczyźni mają
skórę jak cukierek. Chłopiec, który spłonie, ma skórę jak śnieg. Matka gotuje
cukier w garnku, miesza, aż zabulgoce. - Il pleut sur la dragon – mówi, lejąc
śmietankę jak deszcz, a bulgocąca masa syczy i pryska. Unosi się para: oddech
smoka. Cukier ciągnie się. Matka kręci esy-floresy, nabiera karmelu na
patyczek, podaje mu do ust, czeka na jego pocałunek.
- Bonjour,
Monsieur Dragon – mówi chłopiec, który spłonie, do mrugającego oka. Mijając
kryte strzechą chaty podbiega do brązowoskórych mężczyzn. Ujmuje smocze
płomienie w biel swych dłoni.
Lecz smok
połyka go. Pomiędzy jego zębami chłopiec, który spłonie – płonący chłopiec –
widzi Matkę nurkującą niczym sójka. Mężczyźni w cylindrach rozpościerają czarne
skrzydła i okrywają go piórami. Płonący chłopiec krzyczy, krztusząc się,
czepiając się chłodu głęboko w smoczym brzuchu. Skóra mu kipi, biała, czarna,
czerwona jak kiełbasa. Nie potrwa to długo. Płonący chłopiec pragnie czubków
matczynych palców. W całym wielkim świecie nie ma słodszej rzeczy.
Originally published by Wigleaf.
Originally published by Wigleaf.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz