wtorek, 24 grudnia 2013

Mark Budman, "Dla Ptaków"

W nocy, wstając po raz kolejny do łazienki, słyszysz szuranie w ścianach. Zrazu głośne i energiczne, potem wolniejsze i cichsze.

Niedobry ptak, niedobry. Dzięcioł wydziobał dziurę w ścianie twojego domu, a potem zagnieździł się tam inny ptak –oportunista niewątpliwie, intruz, skłoter.

Znajomy majster „złota rączka” zakleił dziurę cementem i zamalował. Był to zwalisty, łysy mężczyzna, z tatuażami i brzuchem piwosza. – Żaden dzięcioł się przez to nie przebije – powiedział.

Podobnie jak ten intruz, ze swoim miększym dziobem, próbujący wydostać się od wewnątrz. Umrze cholernik wkrótce na własnych jajkach. Dostanie nauczkę. Trzeba szanować prawa innych. Nie zadzierać z silniejszymi. Znać swoje miejsce.

- Nie sądzę, żeby tam był jakiś ptak – powiedział majster, kończąc zaklejać dziurę. – Jego partner albo partnerka nie dałaby mi spokoju. A nawet jeżeli jest, to nie będzie śmierdział. Jest za mały.

Pokiwałeś głową na zgodę.

Nawet gdyby krwawiło ci serce, co mógłbyś teraz zrobić? Nie mogłeś wezwać majstra, żeby w środku nocy wybił otwór. A sam się na tym nie znasz.


Rano szuranie cichnie. Majster miał rację. Nie śmierdzi. Oczywiście jest za wcześnie, żeby stwierdzić na pewno, ale masz przeczucie, że nie będzie śmierdziało. Ufasz swojej intuicji; musisz ufać czemuś, jeżeli nie komuś. Możesz wreszcie zasnąć, ale przewracasz się z boku na bok w wąskim, klaustrofobicznym łóżku, z rękami słabymi niczym przycięte skrzydła. 

Originally published by Atticus Review.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz