W nocy,
wstając po raz kolejny do łazienki, słyszysz szuranie w ścianach. Zrazu głośne
i energiczne, potem wolniejsze i cichsze.
Niedobry
ptak, niedobry. Dzięcioł wydziobał dziurę w ścianie twojego domu, a potem
zagnieździł się tam inny ptak –oportunista niewątpliwie, intruz, skłoter.
Znajomy
majster „złota rączka” zakleił dziurę cementem i zamalował. Był to zwalisty,
łysy mężczyzna, z tatuażami i brzuchem piwosza. – Żaden dzięcioł się przez to
nie przebije – powiedział.
Podobnie
jak ten intruz, ze swoim miększym dziobem, próbujący wydostać się od wewnątrz.
Umrze cholernik wkrótce na własnych jajkach. Dostanie nauczkę. Trzeba szanować
prawa innych. Nie zadzierać z silniejszymi. Znać swoje miejsce.
- Nie
sądzę, żeby tam był jakiś ptak – powiedział majster, kończąc zaklejać dziurę. –
Jego partner albo partnerka nie dałaby mi spokoju. A nawet jeżeli jest, to nie
będzie śmierdział. Jest za mały.
Pokiwałeś
głową na zgodę.
Nawet
gdyby krwawiło ci serce, co mógłbyś teraz zrobić? Nie mogłeś wezwać majstra,
żeby w środku nocy wybił otwór. A sam się na tym nie znasz.
Rano
szuranie cichnie. Majster miał rację. Nie śmierdzi. Oczywiście jest za
wcześnie, żeby stwierdzić na pewno, ale masz przeczucie, że nie będzie
śmierdziało. Ufasz swojej intuicji; musisz ufać czemuś, jeżeli nie komuś.
Możesz wreszcie zasnąć, ale przewracasz się z boku na bok w wąskim,
klaustrofobicznym łóżku, z rękami słabymi niczym przycięte skrzydła.
Originally published by Atticus Review.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz