I.
Dziewczyna
w śpiącej kobiecie śni jej sen o końcu. Przybywa do niej kowbojka bezdzietna:
jedzie na turkusowym koniu, przytrzymując się plecionej grzywy. Srebrne kolty w
olstrach.
Dziewczyna
w kobiecie we śnie, który śni, jest w jasnych butach, skulona za skałą wielkości
szopy.
Dziewczyna,
kowbojka, koń, usiana kaktusami równina. Kopyta wzbijające tumany kurzu.
Śpiąca
kobieta była na tej pustyni: Nowy Meksyk, mruczy przez sen. Dziewczyna nie była i nigdy nie będzie. Kowbojka posiada pustynię.
Pustynia też ją posiada.
Śpiąca
kobieta przewraca się na drugi bok, to reakcja na dodatkową przestrzeń. Gdzie on
był, ona nie wie. Nawet jej się to nie śni.
II.
Dziewczyna
wyskakuje zza skały, krzycząc: - Ja! – i kowbojka spina konia: jedno załzawione
oko czerwone jak płomień, drugie równie niebieskie, płomienie liżą, skaczą, śpiąca
kobieta zna ten błękit – jej kuchenka na dole, sycząca gazem, kuchenka, na której
kiedyś co wieczór gotowała, dzisiaj rzadziej. Mikrofalówka: zielone zera.
Dziewczyna
w śpiącej kobiecie nie zna tej kuchenki. Ale wie, że konia boli, kiedy musi
nieść kogoś na grzbiecie, i czuje ukłucie tęsknoty za matką, którą dzieli ze
śpiącą kobietą: ojca nie ma, jest na wojnie. Jedz; zapełnij brzuch, by
zapomnieć o sercu.
Kopyta
wzbijają tumany kurzu, gdy koń pędzi przez kreozot, miażdżąc pokryte woskiem
liście, zatrzymując się centymetry od twarzy dziewczyny, która radośnie zaciska
pięści, podskakując jakby na sprężynowym materacu; matka zniknęła nagle z
pamięci. Kolty lśnią w słońcu. Obie lufy zaczopowane.
Kurz
przechodzi przez nie niczym rozkaz, zignorowany. Dziewczyna myśli: Gdybym
tylko, gdybym tylko mogła być z nią. Błysk; kowbojka rozdziela swój
fotogeniczny uśmiech, by powiedzieć: - Czujesz zapach dymu?
Śpiąca
kobieta potrząsa głową, podbródkiem dotykając ramienia, splątane prześcieradła, czuje
tylko zapach potu i świeżo malowanych ścian. Mówi w przestrzeń: - Odnowione
mieszkanie, stary budynek.
To właśnie
mówiła swojej siostrze. A ta mówiła jej: "Powiedz coś innego, dobrze? Coś, żebym
wiedziała, że z tobą wszystko w porządku".
- W przyszłe
lato – mówi.
Daje mu
rok.
W przyszłe
lato.
Nienawidzisz
lata. Nienawidzisz upału.
Ja nigdy
nie nienawidzę upału.
Dziewczyna
węszy tak intensywnie, że marszczy jej się skóra na twarzy. Chce poczuć zapach
dymu.
Koński
pysk lśni od potu. Oczy błyszczą i skwierczą.
Nachylając
się, kowbojka pyta: - Dymu?
- Kreozotu
– poprawia ją śpiąca kobieta, spoglądając na pogniecione krzewy. Puch
kielichowy unosi się w powietrzu.
III.
Jej
siostra mówi: - Zawsze byłaś małą dziewczynką.
Chciałabym.
To właśnie
mam na myśli.
IV.
Ale
dziewczyna nie czuje zapachu, może tylko marszczyć nos, tak bardzo chcąc z nią
być, na poły świadoma, jaki miała zapach, kiedy istniała. Jej węszenie
przepływa przez śpiącą kobietę, jeżeli śpiąca nie śpi i odbiera silne,
podstępne bodźce; jeżeli tak, to dziewczyna jest jedyną, która czuje zapach,
całkowicie obecna i ponownie przeżywająca kto wie ile chwil w jeden powrót,
radość jazdy i podskoków – orzeszki, cygaretki, wilgotne męskie buty – i jeżeli
pełna nadziei budząca się śpiąca kobieta spróbuje spotkać węszącą przez nią
dziewczynę, odwracając się, wyciągając rękę – wszystko wyparuje.
Takie jest
znaczenie, śpiąca kobieta wie to. Teraz może tylko przypomnieć sobie jak, nigdy
nie może nadziei na że – ale jest spragniona nowych zakończeń, nawet na tej
dawno zapamiętanej równinie.
Dziewczyna
opuszcza radosne pięści. Jej twarz tężeje, przygotowuje się na ten rodzaj
płaczu, który toczy się przez pustynię niczym deszcz: rzadki, intensywny i bez
sensu. Kowbojka przekrzywia kapelusz, pogłębiając cień. Wyciąga kolty, kręci nimi
młynka, para srebrnych kół – do widzenia, Ojcze, do widzenia, Greg – i zatrzymuje
je lufami wycelowanymi w niebo. Wszystkie może-chmury zmielone, sproszkowane
przez przestrzeń, błękitne płachty.
Czy nie możesz
kreozot, prosi śpiąca kobieta, z ustami przyciśniętymi do prześcieradła, przypominając
sobie przez sen zapach kreozotu, deszczu, Grega, ich lat na pustyni, ich domu z
gliny, całodziennych wycieczek i kaktusowych ogrodów i długich kilometrów przez
pustynię pomiędzy nimi i wszystkimi, których znali.
Zapach
kreozotu, co podnosi się po deszczu.
Z korzeni
sączy się trucizna, mówił Greg zawsze, gdy padało, za każdym razem pachniało to
zdumiewająco, zapach, którego nie ma nigdzie indziej. Pustynia kwitnąca, potem spalona
na powrót w twardość.
To jest
to. Dziewczyna wyciera uparty nos. Drżąc, szura butami, i mówi: - Chcę być
tylko z tobą.
Mówi, czuję
to.
Kowbojka
pociąga za spusty. Czopy eksplodują – oczy konia jaśnieją, tryskając gazem –
rój gwarków skrzeczy, gołębie kwilą – dwa wielkie słupy dymu, kłębiące się,
rozkładające czarno. Wieje brudny wiatr, gnąc kaktusy i marszcząc turkusową
derkę konia. Słupy dymu łączą się w jeden. Kowbojka, z koltami skierowanymi ku
ziemi, sięga dłońmi w rękawiczkach po dziewczynę, a ta jest zbyt przerażona, by
się cieszyć, zbyt się cieszy, by płakać – chwyta frędzle spodni kowbojki; obie
są w siodle, gdy dymne zasłony zamykają się – otwierają – unoszą.
V.
Śpiąca
kobieta teraz sama. Nikogo więcej na równinie, lecz w niej.
Nie
wiedząc: gdy się obudzi, ich nie będzie, a ona poczuje zapach farby. Gdy wróci
do pracy, mikrofalówka, głos jej siostry, prześcieradła i dodatkowa przestrzeń?
A jednak nie będzie ich, wydymione na dobre.
Ta
równina, mówi. Gdzie była samochodem. Co zostawiła. Co może mieć na myśli,
mówiąc: „W przyszłe lato”.