niedziela, 5 stycznia 2014

Joseph Scapellato, „Sen o końcu”

I.

Dziewczyna w śpiącej kobiecie śni jej sen o końcu. Przybywa do niej kowbojka bezdzietna: jedzie na turkusowym koniu, przytrzymując się plecionej grzywy. Srebrne kolty w olstrach.

Dziewczyna w kobiecie we śnie, który śni, jest w jasnych butach, skulona za skałą wielkości szopy.

Dziewczyna, kowbojka, koń, usiana kaktusami równina. Kopyta wzbijające tumany kurzu.

Śpiąca kobieta była na tej pustyni: Nowy Meksyk, mruczy przez sen. Dziewczyna nie  była i nigdy nie będzie. Kowbojka posiada pustynię. Pustynia też ją posiada.

Śpiąca kobieta przewraca się na drugi bok, to reakcja na dodatkową przestrzeń. Gdzie on był, ona nie wie. Nawet jej się to nie śni.

II.

Dziewczyna wyskakuje zza skały, krzycząc: - Ja! – i kowbojka spina konia: jedno załzawione oko czerwone jak płomień, drugie równie niebieskie, płomienie liżą, skaczą, śpiąca kobieta zna ten błękit – jej kuchenka na dole, sycząca gazem, kuchenka, na której kiedyś co wieczór gotowała, dzisiaj rzadziej. Mikrofalówka: zielone zera.

Dziewczyna w śpiącej kobiecie nie zna tej kuchenki. Ale wie, że konia boli, kiedy musi nieść kogoś na grzbiecie, i czuje ukłucie tęsknoty za matką, którą dzieli ze śpiącą kobietą: ojca nie ma, jest na wojnie. Jedz; zapełnij brzuch, by zapomnieć o sercu.

Kopyta wzbijają tumany kurzu, gdy koń pędzi przez kreozot, miażdżąc pokryte woskiem liście, zatrzymując się centymetry od twarzy dziewczyny, która radośnie zaciska pięści, podskakując jakby na sprężynowym materacu; matka zniknęła nagle z pamięci. Kolty lśnią w słońcu. Obie lufy zaczopowane.

Kurz przechodzi przez nie niczym rozkaz, zignorowany. Dziewczyna myśli: Gdybym tylko, gdybym tylko mogła być z nią. Błysk; kowbojka rozdziela swój fotogeniczny uśmiech, by powiedzieć: - Czujesz zapach dymu?

Śpiąca kobieta potrząsa głową, podbródkiem dotykając ramienia, splątane prześcieradła, czuje tylko zapach potu i świeżo malowanych ścian. Mówi w przestrzeń: - Odnowione mieszkanie, stary budynek.

To właśnie mówiła swojej siostrze. A ta mówiła jej: "Powiedz coś innego, dobrze? Coś, żebym wiedziała, że z tobą wszystko w porządku".

- W przyszłe lato – mówi.

Daje mu rok.

W przyszłe lato.

Nienawidzisz lata. Nienawidzisz upału.

Ja nigdy nie nienawidzę upału.

Dziewczyna węszy tak intensywnie, że marszczy jej się skóra na twarzy. Chce poczuć zapach dymu.

Koński pysk lśni od potu. Oczy błyszczą i skwierczą.

Nachylając się, kowbojka pyta: - Dymu?

- Kreozotu – poprawia ją śpiąca kobieta, spoglądając na pogniecione krzewy. Puch kielichowy unosi się w powietrzu.

III.

Jej siostra mówi: - Zawsze byłaś małą dziewczynką.

Chciałabym.

To właśnie mam na myśli.

IV.

Ale dziewczyna nie czuje zapachu, może tylko marszczyć nos, tak bardzo chcąc z nią być, na poły świadoma, jaki miała zapach, kiedy istniała. Jej węszenie przepływa przez śpiącą kobietę, jeżeli śpiąca nie śpi i odbiera silne, podstępne bodźce; jeżeli tak, to dziewczyna jest jedyną, która czuje zapach, całkowicie obecna i ponownie przeżywająca kto wie ile chwil w jeden powrót, radość jazdy i podskoków – orzeszki, cygaretki, wilgotne męskie buty – i jeżeli pełna nadziei budząca się śpiąca kobieta spróbuje spotkać węszącą przez nią dziewczynę, odwracając się, wyciągając rękę – wszystko wyparuje.

Takie jest znaczenie, śpiąca kobieta wie to. Teraz może tylko przypomnieć sobie jak, nigdy nie może nadziei na że – ale jest spragniona nowych zakończeń, nawet na tej dawno zapamiętanej równinie.

Dziewczyna opuszcza radosne pięści. Jej twarz tężeje, przygotowuje się na ten rodzaj płaczu, który toczy się przez pustynię niczym deszcz: rzadki, intensywny i bez sensu. Kowbojka przekrzywia kapelusz, pogłębiając cień. Wyciąga kolty, kręci nimi młynka, para srebrnych kół – do widzenia, Ojcze, do widzenia, Greg – i zatrzymuje je lufami wycelowanymi w niebo. Wszystkie może-chmury zmielone, sproszkowane przez przestrzeń, błękitne płachty.

Czy nie możesz kreozot, prosi śpiąca kobieta, z ustami przyciśniętymi do prześcieradła, przypominając sobie przez sen zapach kreozotu, deszczu, Grega, ich lat na pustyni, ich domu z gliny, całodziennych wycieczek i kaktusowych ogrodów i długich kilometrów przez pustynię pomiędzy nimi i wszystkimi, których znali.

Zapach kreozotu, co podnosi się po deszczu.

Z korzeni sączy się trucizna, mówił Greg zawsze, gdy padało, za każdym razem pachniało to zdumiewająco, zapach, którego nie ma nigdzie indziej. Pustynia kwitnąca, potem spalona na powrót w twardość.

To jest to. Dziewczyna wyciera uparty nos. Drżąc, szura butami, i mówi: - Chcę być tylko z tobą.

Mówi, czuję to.

Kowbojka pociąga za spusty. Czopy eksplodują – oczy konia jaśnieją, tryskając gazem – rój gwarków skrzeczy, gołębie kwilą – dwa wielkie słupy dymu, kłębiące się, rozkładające czarno. Wieje brudny wiatr, gnąc kaktusy i marszcząc turkusową derkę konia. Słupy dymu łączą się w jeden. Kowbojka, z koltami skierowanymi ku ziemi, sięga dłońmi w rękawiczkach po dziewczynę, a ta jest zbyt przerażona, by się cieszyć, zbyt się cieszy, by płakać – chwyta frędzle spodni kowbojki; obie są w siodle, gdy dymne zasłony zamykają się – otwierają – unoszą.

V.

Śpiąca kobieta teraz sama. Nikogo więcej na równinie, lecz w niej.

Nie wiedząc: gdy się obudzi, ich nie będzie, a ona poczuje zapach farby. Gdy wróci do pracy, mikrofalówka, głos jej siostry, prześcieradła i dodatkowa przestrzeń? A jednak nie będzie ich, wydymione na dobre.

Ta równina, mówi. Gdzie była samochodem. Co zostawiła. Co może mieć na myśli, mówiąc: „W przyszłe lato”.

Originally published by Fictionaut.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz