wtorek, 7 stycznia 2014

David Jones, „Billy Śrut”

Hanney odchylił się w krześle tak, że jego plecy utworzyły z podłogą kąt czterdziestu pięciu stopni. – Wiecie, co jest najlepsze, jeżeli chodzi o Billy’ego Śruta? – zapytał, podnosząc brwi i spoglądając na Dziwnego i mnie.

- Nic nie przychodzi mi do głowy – odparł Dziwny, siadając na ławce i bębniąc ołówkiem o zęby.

- No właśnie – rzekł Hanney. – W tym cholernym szkieletorze nie ma nic dobrego.

- Masz rację – zgodziłem się. – Buc z niego i tyle.

Hanney skinął głową. – Dlatego musimy sukinsyna wykończyć.

- Pełna zgoda, przyjacielu – odparłem, oglądając paznokcie w poszukiwaniu nieistniejącego brudu.

Nagle Harry Błysk – który stał na straży przy drzwiach – zakończył tę naradę słowami: - Śrut nadchodzi!

Hanney prawie spadł z krzesła; Dziwny prawie spadł z biurka. Chwilę później siedzieliśmy przepisowo w krzesłach, z wyprostowanymi plecami, spoglądając przed siebie. Serce waliło mi jak młotem.

- A więc dobrze – rzekł profesor Franklin, wchodząc do sali i stając za pulpitem. – Na czym to skończyliśmy? – Spojrzał na słowa wypisane kredą na tablicy. – Ach tak, angielska wojna domowa. – Zdjął okulary i przetarł szkła. – Panie Hanney?

- Słucham, panie psorze – rzekł Hanney posłusznie.

- Wydajesz mi się w pewnym sensie miłośnikiem historii, nieprawdaż? Ha, ha! A zatem, panie Hanney, proszę mi powiedzieć, jak nazywano główne obozy walczące w angielskiej wojnie domowej?

Hanney posłał mi rozpaczliwe spojrzenie. Wzruszyłem ramionami. Wyglądało na to, że Billy Śrut przeżyje kolejny dzień.

Originally published here.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz