Mężczyzna
żyje z kobietą, którą kocha wystarczająco mocno, by z nią być, ale nie na tyle,
by się z nią ożenić albo mieć z nią dzieci. Wie, że mógłby kochać inne wystarczająco
mocno, by się z nimi ożenić i mieć z nimi dzieci, ale nie jest typem człowieka,
który by ich szukał, będąc z nią.
Czasami
słowo „kocha” nie oddaje tego, co czuje. Jest zbyt drobne. A może zbyt
monumentalne.
Czasami
pasuje samo „wystarczająco”. Mówi do siebie: „Nie wystarczam jej wystarczająco”.
„Nigdy nie
wystarczę jej wystarczająco”.
Ona kocha
jego wystarczająco mocno, by z nim być, wyjść za niego i mieć z nim dzieci, ale
za mocno, by zmuszać go do bycia kimś, kim on nie jest. Wie, że mogłaby znaleźć
innych, którzy kochaliby ją wystarczająco mocno, by się z nią ożenić i mieć z
nią dzieci. Ale co z tego.
Czasami
słowo „kochać” jest zbyt bezpośrednie. „Synchronizować” brzmi lepiej. „On
jeszcze się ze mną nie zsynchronizował”.
„On nigdy się
ze mną nie zsynchronizuje”.
On jest
chudy, ma sterczącą bródkę i kiedy idzie, patrzy prosto przed siebie. Ona jest
pełnych kształtów, chodzi kołyszącym krokiem, a kiedy jest sama, śpiewa arie
operowe. Nie są parą tradycyjną w tym samym znaczeniu, co ich rodzice, ale są
na tyle środkowozachodni, by chcieć wziąć ślub i mieć dzieci, nic nie mogą na
to poradzić, mają to we krwi.
On
zostaje, zostaje i zostaje. Ona wie.
Uwielbiają
razem mieszkać. Mają psa, grają ze sobą w karty, gotują i pieką, i wymierzają
sobie żartobliwe klapsy w pupę. Mają wspólnych przyjaciół, z których niektórzy biorą
ślub, a inni się rozstają. Oboje mają dobrą pracę, w której dobrze im idzie.
Dalej
uwielbiają ze sobą mieszkać, za wyjątkiem chwil, kiedy myślą albo rozmawiają o
małżeństwie albo o dzieciach. Gdy o tym rozmawiają, jest to tylko powtarzanie
znanych im już poglądów. Mają już trzeci krzyżyk na karku, maleńka sala
bankietowa bez stołów, krzeseł, ani wykładziny na podłodze.
Lata
nawarstwiają się przed nimi, tworzą wieżę, wieżę, obok której przejdą.
Ona myśli:
„Może już nigdy się z nim nie zsynchronizuję”, a kiedy śpiewa, ma ochotę ugryźć
się w nadgarstek, albo uściskać psa, albo postanowić powiedzieć sobie któregoś
dnia, że nie będzie jej odpowiadało, jeżeli on zostanie na zawsze.
On myśli:
„Może nie odpowiadam jej wystarczająco”, a kiedy dotyka swej bródki, raz po raz
zdaje sobie sprawę, że to niemożliwe, by coś takiego wyrastało mu z twarzy.
Originally published by Fictionaut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz