sobota, 28 grudnia 2013

Joanna Leyland, "Siedzieć w słońcu"

Nie pytaj mnie, kochanie. Nie mam pojęcia. Tak jak powiedziałam, jestem tylko ich sąsiadką – tak, zgadza, to ten mały biały domek na rogu, ten, przy którym rośnie figowiec. Tak, widziałam wszystko. Nie żebym podglądała – wierzę, że każdy powinien zajmować się swoimi sprawami – ale nie dało się nie zauważyć. Najpierw całe to zamieszanie związane z jego chorobą, a potem płacz i zawodzenie, kiedy umarł – oczywiście, że poszłam złożyć kondolencje, tak się należy – i widziałam, jak wynoszą biedaka na cmentarz, kładą go do grobu i sypią ziemię. Muszę powiedzieć, że współczułam jego dwóm siostrzyczkom.

Słucham? Tak, zgadza się, kochanie. To było cztery dni później – gdy sprawy powoli wracały już do normy. Jakiś kaznodzieja. Dziewczynki musiały po niego posłać – nikomu nic nie mówiąc – i oto zjawił się, pewny siebie, z gromadą wiernych. Wyobrażasz sobie tę gadkę. A potem żeby iść na cmentarz, z prawie całą wioską depczącą mu po piętach. Nie, nie poszłam – pomyślałam, że to nieładnie, tak podburzać ludzi, robić im fałszywe nadzieje, ale myliłam się, nieprawdaż? W każdym razie kaznodzieja kazał im otworzyć grób, zawołał, tak mówią, i stało się. Wracali wszyscy, dziewczynki płakały i ściskały braciszka, połowa tłumu trajkotała z podnieceniem, a druga połowa, no wiesz, popatrywała niepewnie po sobie. Prawdę mówiąc, ja też nie byłam przekonana.

Potem? Cóż, kiedy kaznodzieja odszedł i wszystko ucichło, zapytałam jego siostry, czy nie pomóc im z zajmowaniem się nim. Bardzo mi dziękowały. Z początku było to tylko parę godzin, potem zaczęły przyprowadzać go rano i zabierać wieczorem, a wreszcie zapytały, czy mogłabym... no wiesz, wziąć go na stałe. Tak jak mówiłam, jestem wdową, a one... cóż, kochanie, powiedzmy po prostu, że nie jestem ponad to, żeby wziąć parę groszy za opiekę nad nim.


Przeszkadza? Na Boga, ależ nie, oczywiście, że mi nie przeszkadza. Sama zresztą widzisz, kochanie. Przez większość czasu po prostu tam siedzi. Oczywiście, że z nim rozmawiam – cóż, człowiek potrzebuje towarzystwa – ale jeżeli nie... Nie, w ogóle nie sprawia kłopotu. Po prostu lubi sobie siedzieć na słońcu.

Originally published here.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz