Nie pytaj
mnie, kochanie. Nie mam pojęcia. Tak jak powiedziałam, jestem tylko ich
sąsiadką – tak, zgadza, to ten mały biały domek na rogu, ten, przy którym
rośnie figowiec. Tak, widziałam wszystko. Nie żebym podglądała – wierzę, że
każdy powinien zajmować się swoimi sprawami – ale nie dało się nie zauważyć. Najpierw
całe to zamieszanie związane z jego chorobą, a potem płacz i zawodzenie, kiedy
umarł – oczywiście, że poszłam złożyć kondolencje, tak się należy – i widziałam,
jak wynoszą biedaka na cmentarz, kładą go do grobu i sypią ziemię. Muszę
powiedzieć, że współczułam jego dwóm siostrzyczkom.
Słucham? Tak,
zgadza się, kochanie. To było cztery dni później – gdy sprawy powoli wracały
już do normy. Jakiś kaznodzieja. Dziewczynki musiały po niego posłać – nikomu nic
nie mówiąc – i oto zjawił się, pewny siebie, z gromadą wiernych. Wyobrażasz
sobie tę gadkę. A potem żeby iść na cmentarz, z prawie całą wioską depczącą mu
po piętach. Nie, nie poszłam – pomyślałam, że to nieładnie, tak podburzać
ludzi, robić im fałszywe nadzieje, ale myliłam się, nieprawdaż? W każdym razie
kaznodzieja kazał im otworzyć grób, zawołał, tak mówią, i stało się. Wracali
wszyscy, dziewczynki płakały i ściskały braciszka, połowa tłumu trajkotała z
podnieceniem, a druga połowa, no wiesz, popatrywała niepewnie po sobie. Prawdę
mówiąc, ja też nie byłam przekonana.
Potem?
Cóż, kiedy kaznodzieja odszedł i wszystko ucichło, zapytałam jego siostry, czy nie
pomóc im z zajmowaniem się nim. Bardzo mi dziękowały. Z początku było to tylko
parę godzin, potem zaczęły przyprowadzać go rano i zabierać wieczorem, a
wreszcie zapytały, czy mogłabym... no wiesz, wziąć go na stałe. Tak jak mówiłam,
jestem wdową, a one... cóż, kochanie, powiedzmy po prostu, że nie jestem ponad
to, żeby wziąć parę groszy za opiekę nad nim.
Przeszkadza?
Na Boga, ależ nie, oczywiście, że mi nie przeszkadza. Sama zresztą widzisz,
kochanie. Przez większość czasu po prostu tam siedzi. Oczywiście, że z nim
rozmawiam – cóż, człowiek potrzebuje towarzystwa – ale jeżeli nie... Nie, w
ogóle nie sprawia kłopotu. Po prostu lubi sobie siedzieć na słońcu.
Originally published here.
Originally published here.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz