W zoo
osiągamy wiele rzeczy. Zwierzęta są zawsze nakarmione i zamknięte w klatkach.
Wnętrza klatek są obficie spłukiwane wodą i zwiedzający wszystko dobrze widzą,
mimo że zwierzęta przez większość czasu w ogóle się nie poruszają. Moja córka
nie bardzo toleruje takie rzeczy. Ma cztery lata i ogólnie niski próg
tolerancji. - Są takie smutne - mówi. - Nie są smutne – odpowiadam. - Może
trochę tęsknią za domem, może czują się trochę samotne, ale nie są smutne. - Wczoraj wszedłem do klatki pingwinów. Śmierdziało w niej chlorem i niemytymi
nogami, więc uchyliłem drzwi, by trochę się wywietrzyło. Pingwin przecisnął się
przez szparę i wybiegł na ścieżkę. Był zbyt śliski, żeby dało się go złapać. Cisnąłem
weń kamieniem, żeby nie wbiegł do klatki niedźwiedzi polarnych. Niestety
chybiłem i znalazł się w środku. - Żeby zostać w całości pożartym! –
powiedziałem triumfująco do wstrząśniętych gapiów, unosząc dłonie ku niebu dla
lepszego efektu. Moja córka jest teraz w pomieszczeniu pracowniczym, gdzie bada
sowie wypluwki. Wyciąga z nich maleńkie czaszki myszek. Chce zostać zoologiem. - Lubię
badać sprawy z różnych punktów widzenia, tatusiu – mówi. Nie jestem za ani
przeciw. Wolałbym jednak, żeby zainteresowała się botaniką, albo jazdą figurową
na lodzie, czymś mniej odpychającym, ładniej pachnącym. Moja córka brzydko
kuleje. Dlatego zostanie starą panną, myślę sobie. Moja córka, kulejąca pani
zoolog. I tak nie przestanę jej kochać. Dzisiaj kupiliśmy sobie lody w budce
przy wejściu do zoo. Patrzyłem, jak je, z nosem i policzkami umazanymi
czekoladą. Ubrudziła się nawet na czole. To obrzydliwe, pomyślałem, i wytarłem
jej twarz mokrą chusteczką. Potem zabrałem ją do oranżerii, by pokazać jej okazy
flory. Szliśmy powoli alejkami, wyciągając ręce na boki, by spodem dłoni muskać
wierzchołki roślin. Moja córka śpiewała idąc, coś o widocznych cechach
organizmów o korzystnym fenotypie. Potem obserwowaliśmy urodziny małego
nosorożca. Było to magiczne przeżycie, niewątpliwie, i trudne do zniesienia.
Gdy samica nosorożca rodzi, drży na całym ciele, tak jak – założę się – drżą
wszystkie matki, rodząc dziecko. Gdy było już po wszystkim, ułożyła się przy
maleństwie, obwąchując je swymi wspaniałymi nozdrzami. Potem postawiła je na
nogi za pomocą rogu. Zawsze chciałem być matką, choćby tylko po to, by drżeć,
by czuć ciepło opuszczającej me ciało istoty. - To się nigdy nie zdarzy! –
powiedziałem triumfująco do nosorożców w ich pachnącej sianem klatce.
Originally published by American Short Fiction.
Originally published by American Short Fiction.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz